czwartek, 29 sierpnia 2013

Czekolada (!) na drugie śniadanie, czyli opowieść o kawiarnianym łasowaniu, majorkańskiej kozie, tęsknym preludium i strudlu.

Czego by wam brakowało, za jakim daniem tęsknilibyście najbardziej gdyby przyszło wam wyjechać za granicę i okazałoby się, że warunki klimatyczne czy tradycje kulinarne kraju, w którym spędzicie dłuższy czas, bardzo odbiegają od naszych, polskich, przez co wiele produktów czy dań jest dla was nieosiągalnych? Paweł mówi, że tęskniłby za pierogami z jagodami. Tomek, że za serkiem waniliowym i truskawkami. A ja zdecydowanie za chlebem i jabłkami. I o ile zaraz z pewnością  zabrałabym się za szukanie odpowiedniej mąki, hodowanie zakwasu i próbę nadrobienia braku chleba domowym sumptem, to zdecydowanie gorzej byłoby z jabłkami. Mnogości ich gatunków, a co za tym idzie smaków, aromatów i konsystencji, brakowałoby mi bardzo i na to nie potrafiłabym już nic zaradzić. A co sprowokowało nas dziś do postawienia takiego pytania? Otóż arcyciekawa, ilustrowana wspaniałymi kolażami, książka Aleksandry Zgorzelskiej pt. "Jestem zdrów i wesół, jem i piję dobrze, czyli co lubił Fryderyk Chopin".

  
  


Wygląda ona teraz nieśmiało z naszego piknikowego koszyka, który przycupnął pod stolikiem w pysznej sklepo-kawiarni Pijalni Czekolady E. Wedla „Staroświecki Sklep” przy ul. Szpitalnej 8, nieco zawstydzony swą skromną sielską aparycją, kontrastującą z przebogatym wnętrzem tego istnego raju dla miłośników czekolady.

Stylowy wystrój wnętrza, gdzie burgundowy kolor ścian kontrastuje ze złamaną bielą bogatych sztukaterii zdobiących zarówno ściany, jak i sufity, skrzą się złociste żyrandole, zachwycają elegancją tapicerowane meble, mahoniowe fornirowane stoliki, wielki dekoracyjny kredens wypełniony po brzegi czekoladowymi łakociami i kontuar, na którym za mosiężnie okutymi kryształowymi szybkami piętrzą się stosy czekolad, torcików i bombonierek, rzędami ciągną się czekoladki, praliny, trufle i florentynki, łypią czekoladowym oczkiem figurki z czekolady – wszystko to sprawiło, że poczuliśmy się jakbyśmy odbyli magiczną podróż i przenieśli do warszawskiej czekoladziarni z czasów, gdy do podobnych przybytków zaglądał młodziutki Fryderyk Chopin. Adres nie jest wprawdzie właściwy – nasz słynny pianista i kompozytor, wtedy jeszcze student warszawskiej Szkoły Głównej Muzyki, upodobał sobie cukiernię słynącego wówczas na całą Warszawę Szwajcara Laurentego Lourse’a, która mieściła się przy ulicy Miodowej 12 – ale jej opis, mówiący że "była to elegancka cukiernia, wewnątrz miała wielkie lustra, marmurowe stoły, zrobiona na modłę paryską. Na zewnątrz wzrok przyciągały eleganckie wystawy, którym często miejsce poświęcała warszawska prasa ze względu na niespotykane gdzie indziej dekoracje cukiernicze." pozwala sądzić, że klimat tych miejsc mógłby być zbliżony. Co ciekawe, i dziś, dokładnie pod tym samym adresem, możemy podziwiać witrynę i raczyć się słodkościami innej znamienitej firmy cukierniczej – słynnego A. Bliklego

Gdyby Karol Wedel otworzył swój pierwszy lokal jakieś 20 lat wcześniej, zanim Fryderyk opuścił Warszawę, to - jako że poznaliśmy za sprawą naszej dzisiejszej lektury wielkie upodobanie Fryderyka do bywania w kawiarniach i cukierniach oraz raczenia się z lubością słodkościami - śmiało możemy podejrzewać, że nasz wybitny pianista wstępowałby i do Wedla by, tak jak Tomek i Paweł teraz, delektować się filiżanką gorącej, aksamitnej, aromatycznej czekolady. Za czekoladą Fryderyk bowiem przepadał, podobnie jak za śmietankowymi karmelkami, których kilka sztuk zawsze miał przy sobie w kieszeni. 
Karmelki były też drugim sztandarowym produktem Parowej Fabryki Czekolady p. f. "C. E. Wedel", a w ówczesnej prasie reklamowano ten smakołyk tak: „Szczególny utwór cukierniczy, a nade wszystko wyborny środek leczniczy i łagodzący wszelkie cierpienia piersiowe, nader skuteczny na słabości te w miesiącach wiosennych, a nawet dla nie cierpiących i zwolenników delikatnego smaku – bardzo przyjemny wyrób”. A że Fryderyk od dzieciństwa cierpiał na dolegliwości piersiowe, to ze słodkim "lekarstwem" się nie rozstawał. Pytanie tylko, czy nie cierpiał on na alergię i te mleczne specjały nie nasilały u niego astmatycznych objawów...


Nie zbaczajmy jednak z tematu i nie zapuszczajmy na zdrowotne "grząskie" tereny... Powiem tylko, że Tomek doskonale potrafiłby się wczuć w dolegliwości małego Frycka i tak jak on karmelki wprost uwielbia!

No, więc siedzimy sobie nadal "u Wedla", który zawsze dbał, by nie tylko produkowane słodycze, ale i reklama firmy była na najwyższym poziomie, dlatego zamawiał ją u najznamienitszych artystów epoki. Należał do nich Leonetto Cappiello – światowej sławy włoski malarz i karykaturzysta, który w 1926 r. stworzył plakat na którym śmieszny człowieczek dosiada zebrę i dźwiga na plecach czekoladę. Był to wariant jego reklamy Cinzano na której zebra niosła na plecach butelkę. Na wzór plakatu wykonano neon, który pierwotnie był ozdobą sklepu Wedla przy ul. Marszałkowskiej, róg Chmielnej, a później został przeniesiony na dach „Staroświeckiego Sklepu”, gdzie możemy go podziwiać do dziś.



Nie tylko nasz rodzimy producent czekolady skusił się na plakat od Mistrza Cappiello - zamówiono go też dla dobrze nam znanej Milki:

Leonetto Cappiello - Milka Suchard Company | Art, Trademark art ...

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f8/Portrait_of_Leonetto_Cappiello.jpg

Powyżej Cappiello w swojej pracowni, gdzie powstał też słynny plakat reklamujący wyrób zdecydowanie wyłącznie już dla dorosłych - Absynt.

Amazon.com: WONDERFULITEMS ABSINTHE J EDOUARD PERNOT COUPLE WOMAN ...



Przedwojenna flota samochodów Wedla, a wśród nich samolot (!) firmowy, które rozwoziły czekoladę po całej Polsce, opatrzona była wizerunkiem „chłopca na zebrze” oraz stylizowanym podpisem E. Wedel.


 

                                                    
Emil i Jan Wedel od początku XX w. ogłaszali także konkursy na najlepszą reklamę promującą firmę i jej wyroby. W latach 30. było w Polsce wielu młodych i zdolnych plakacistów, docenianych na światowych wystawach, m.in. na Międzynarodowej Wystawie Sztuki i Przemysłu w Paryżu w 1939 r., czy Światowych Targach w Nowym Jorku. Wśród nich wyróżniali się laureaci paryskiej nagrody Grand Prix - Zofia StryjeńskaTadeusz Gronowski, którzy współpracowali z firmą, a ich projekty przez długie lata zdobiły opakowania czekolad, bombonierek  i innych produktów Wedla. Duża część zgłoszonych do konkursu prac, będących nieraz prawdziwymi dziełami sztuki, znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Plakatu w Wilanowie.




 



Ale wróćmy już do naszego głównego bohatera.
Choć czekoladę, karmelki, pierniki i inne słodkości Fryderyk uwielbiał, to nie za nimi tęsknił najbardziej w czasie pobytu na zimnej, dżdżystej Majorce, na którą wybrał się z francuską powieściopisarką George Sand i jej dziećmi w roku 1838 w poszukiwaniu łagodnego klimatu.
Tam, oprócz słońca i ciepła, najdotkliwiej odczuwał brak… mleka.


Za mlekiem, jak czytamy u Aleksandry Zgorzelskiej, Fryderyk przepadał do tego stopnia, że bez niego nie czuł się zdrowy, a winowajczyni tęsknych westchnień na tle nabiałowych niedostatków – ekscentryczna George Sand – posunęła się do zakupu kozy i własnoręcznego jej dojenia oraz ręcznego rozcierania na mleko migdałów, a wszystko po to, by choć trochę ulżyć biednemu Chopinowi w jego „mlecznych” cierpieniach. Nie pomogło. To wtedy, pod wpływem wszechogarniającej melancholii, skomponował rzewne Preludia Opus 28, a wśród nich słynne „Deszczowe” Des-dur .



Czas już pożegnać progi wspaniałej Pijalni Czekolady i podążyć do celu naszej dzisiejszej wycieczki – Muzeum Fryderyka Chopina mieszczącego się w dawnym Pałacu Ostrogskich, przy ul. Okólnik 1, unosząc nasz piknikowy koszyk, którego zawartość to kolejna słodka opowieść, którą snujemy po drodze. A jest to historia... strudla. Wypiek ten podbił bowiem serce i zrujnował kieszeń młodego Fryderyka kiedy skosztował go po raz pierwszy w oberży „Dziki Człowiek”, odwiedzonej podczas pobytu w Wiedniu.


Zacznijmy może od definicji: Strudel - to specyficzne, kruche, wielowarstwowe ciasto deserowe, podobne do półfrancuskiego, zawijane z dużą ilością aromatycznych jabłek lub nadzieniem z sera bądź maku, pieczone w rondlu z dużą ilością masła. Szczególnie popularne na terenach dawnego cesarstwa austro-węgierskiego, będące ulubionym deserem cesarza Franciszka Józefa.


Najczęściej kojarzony jest z kuchnią austriacką, szczególnie wiedeńską. Najstarszy przepis na strudel (Millirahmstrudel) z 1696 roku, w postaci rękopisu znajduje się w Bibliotece Miasta Wiednia (Wiener Stadtbibliothek). Ciasto ma jednak swoje korzenie w podobnych ciastach z Bliskiego Wschodu, takich jak turecka baklava.

Tradycja wypiekania strudla w oparciu o wielowiekowy już przepis, kultywowana jest na wiedeńskim zamku Schonbrunn, gdzie w zamkowej kuchni odbywają się pokazy jego sporządzania.

                      

Gdy na blogu Madame Edith znalazłam relację z tego pokazu, od razu zamarzyło mi się zobaczenie go na żywo. Pierwsza myśl – marne szanse na realizację… Druga myśl – a może by tak spróbować samodzielnie upiec go w domu, by przekonać się, co ma w sobie takiego wyjątkowego? Zaczęłam szukać przepisu i… ze zdumieniem odkryłam, że wcale nie muszę wybierać się w aż tak daleką podróż, by na żywo zobaczyć, jak powstaje ten wypiek, a i lista składników potrzebnych do jego wykonania jest na tyle niedługa, a ich cena na tyle niewygórowana, że ewentualna klapa na polu realizacji szalonego pomysłu raczej nie spędziłaby mi snu z powiek.
Okazuje się bowiem, że ciasto to przybyło na Ziemię Cieszyńską wraz z rozkwitem monarchii austro-węgierskiej, za czasów panowania wspomnianego już miłośnika strudla, Frac Jozefa, i po dziś dzień na Śląsku Cieszyńskim wypiekane jest według tradycyjnych receptur. W 2009 roku zostało nawet wpisane na listę produktów tradycyjnych w kategorii: wyroby piekarnicze i cukiernicze.
 Co roku, podczas „Skarbów z Cieszyńskiej Trówły”, organizowany jest przez Zamek Cieszyn i rodzinę Riess z Cieszyna konkurs pieczenia strudla im. śp. Kingi Iwanek-Riess - miłośniczki tańca, stroju regionalnego i kultywowania regionalnych zwyczajów i obrzędów. Na dziedzińcu zamkowym odbywa się też prezentacja przygotowywania strudla w wykonaniu członków rodziny Riess. Kolejna edycja imprezy odbędzie się w tym roku 30 września.


A jeżeli nie na Zamku Cieszyn, to prezentację taką można zobaczyć podczas jesiennego Festiwalu Strudla organizowanego przez cieszyńską Cafe Muzeum:

                      

Zebrałam się zatem na odwagę i podążając za przepisem Pani Kingi Iwanek-Riess upiekłam nasz dzisiejszy piknikowy specjał i śmiało mogę powiedzieć – nie taki diabeł straszny, a aromat jaki spowijał kuchnię w czasie jego pieczenia i tempo w jakim znikał po wyjęciu z piekarnika wskazują, że w tym roku w naszym domu strudel będzie niekwestionowanym królem rozpoczynającego się sezonu na jabłka.

A teraz już pora na fotorelację z Muzeum Fryderyka Chopina:






A co wybraliśmy na pamiątkę wizyty w muzeum? Oczywiście CZEKOLADĘ!


Niestety "wyszła" z muzealnego sklepu z pamiątkami i odesłano nas po nią na jego stronę internetową :(
Jakie więc mamy wyjście? Nic, tylko klikamy i zamawiamy:

Trzy gorzkie czekolady Chopin, poproszę! 




Źródła informacji i ilustracji:

Aleksandra Zgorzelska, „Jestem zdrów i wesół, jem i piję dobrze, czyli co lubił Fryderyk Chopin”, WWW Vava Press i Food Zone 201
http://www.artinfo.pl/?pid=catalogs&sp=auction&id=1095&id2=155673&lng=3
https://images-na.ssl-images-amazon.com/images/I/51hoApkzDTL._AC_.jpg
https://i.pinimg.com/736x/df/b1/d9/dfb1d9f42a840c049886b8db3d5eeb67.jpg
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f8/Portrait_of_Leonetto_Cappiello.jpg
R. Czyż, A. Nowak, J. Wójcik, S. Ganda, D. Penar, "Działalność marketingowa firmy Wedel na rynku polskim", Dąbrowa Górnicza, Wyższa Skoła Biznesu, 2006/2007